Archiwum

piątek, 13 maja 2016

Rozdział 2




Boże! Co robić? CO ROBIĆ? Myśl Junhong, myśl. Jak mogłem zapomnieć o napisaniu piosenki, do jasnej ciasnej. 

Aktualnie jest niedziela, godzina dwudziesta druga, a ja biegam po całym pokoju jak poparzony. Kompletnie zapomniałem o tym, że drugiego dnia szkoły, zadano nam napisanie piosenki. Mieliśmy tydzień, lecz oficjalnie pozostało mi jakieś dziesięć, może jedenaście godzin.
Nakazałem samemu sobie się opanować i trzeźwo pomyśleć. Co mogę zrobić? Zamknąłem oczy, jakby to cokolwiek miało pomóc. Miałem mętlik w głowie. Nie potrafiłem poskładać myśli, czyli tak jak zawsze. Dlatego przy dłuższych wypowiedziach, zaczynam się lekko jąkać i zapominam, co minutę temu mówiłem.
Opadłszy na łóżko całym ciężarem, złapałem się za głowę i odliczyłem od dziesięciu w dół. Chwilę napawałem się ciszą, aż w końcu coś w mojej głowie podsunęło mi pewien plan. Mógł on zakończyć się niepowodzeniem, ale to była moja jedyna deska ratunku. Chwilę później z telefonem w dłoni, wertowałem spis kontaktów. Wybrałem numer i po trzecim sygnale usłyszałem kogoś po drugiej stronie. 

- Haaaaalooo.. - Chłopak głośno ziewnął, lecz zlekceważyłem ten fakt i zacząłem mówić jak najszybciej potrafiłem, ale tak, by mnie zrozumiał. 

- Bang, potrzebuję cię, teraz, natychmiast, w tej chwili. Wiem, głupi jestem, bo mogłeś już spać, ale po prostu musisz przyjść. Wytłumaczę ci wszystko na miejscu, dobrze?
Czekałem chwilę na to, aż Yongguk przetrawi to, co przed chwilą mu praktycznie wykrzyczałem przez aparat telefonu. 

- Daj mi... dziesięć minut. Zaraz będę. – powiedział powoli i ociężale. Po tych słowach usłyszałem jedynie głuchy sygnał oznaczający, iż chłopak rozłączył się. 

A co jeśli on pomyślał, że coś mi się stało? Ciekawe jak zareaguje, gdy się dowie, że o tej porze wręcz  kazałem mu przyjść, bo z własnej głupoty zapomniałem o zwykłym zadaniu domowym. Nie byłoby problemu, gdybym chociaż wiedział, jak się do tego zabrać. Temat był dowolny, a w mojej głowie było tak pusto, że można było usłyszeć jak wiatr przez nią przelatuje. Jeszcze bardziej się zestresowałem. Siedząc sztywno, czekałem, aż chłopak przyjdzie.
Z tego stanu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Poszedłem szybko otworzyć, gdyż nie chciałem obudzić rodzicielki, która dzisiaj nie miała nocnej zmiany. W drzwiach stał ubrany w czarny dres i za dużą koszulkę z nadrukiem ,,I don't need a job,  I'm a mothafuckin' BO$$''. Zgaduję, iż jest fanem Jay Parka. 

- Hej Bang... – powiedziałem niepewnie. 

- Powiesz mi, czemu o godzinie za kwadrans dwudziesta trzecia, stoję przed drzwiami twojego domu? – przetarł oczy ręką, ziewając. - Nie spałem jeszcze, lecz byłem temu bliski... 

Czuję w kościach, iż za parę minut nadejdzie mój tragiczny koniec. Jestem za młody, by umrzeć w koszulce w pingwinki.
 
- Wejdź lepiej. – Wskazałem ręką na hol prowadzący do wnętrza domu. 

Bang przekroczył próg i wszedł w głąb pomieszczenia. Palcem wskazałem mu, by udał się schodami na piętro do mojego pokoju, a sam poszedłem do kuchni. Wyjąłem z opakowania ciastka czekoladowe i do szklanek nalałem soku bananowego. Starałem się niczego nie upuścić, w duchu przeklinając moją koordynację ruchową.
Szczęśliwie udało mi się wnieść do pokoju prowiant bez wylania niczego. Na środku stał Yongguk rozglądając się po małym pomieszczeniu. 

- Nie wiedziałem, że lubisz SHINee... – odparł. 

- Jakoś nie było okazji, by się pochwalić. – mruknąłem pod nosem, kładąc jedzenie na biurku obok laptopa.
Chwilę staliśmy w kompletnej ciszy, aż Bang się odezwał. 

- To teraz możesz mi powiedzieć, czemu znajduję się tutaj o tej porze? – Uniósł jedną brew. 

Zesztywniałem i obracając się w jego stronę, ostrzegłem. 

- Bang, proszę cię. Tylko się na mnie nie złość.

***

Siedzieliśmy już pół godziny w moim pokoju, próbując jakkolwiek zacząć pisać tekst. O dziwo, chłopak nie był wcale na mnie zły. Gdy mu opowiedziałem zaistniałą sytuację, po prostu zaczął się śmiać z mojej sklerozy, a ja razem z nim. Pokazał mi na telefonie parę swoich wcześniejszych dzieł i muszę przyznać, że jest w tym świetny. Jednakże, jego teksty były bardzo głębokie, pełne refleksji, poważne. Ja natomiast jestem małym różowym żelkiem, który jak na razie nie chce pisać tego typu piosenek. Wolę napisać coś lekkiego, wpadającego w ucho, co mogłoby stać się hitem jak, np.: ,,Fantastic Baby'' lub ,,Ring Ding Dong". Rozglądałem się po całym pomieszczeniu udając, iż szukam odpowiednich rymów. W porównaniu do mnie, Yongguk, jakby naprawdę zatracił się we własnych myślach. Czułem się trochę głupio, bo wyszło na to, że to jednak on został mózgiem operacyjnym planu pt.: ,,Piosenka''.

- Zelo, w taki sposób nic nie zdołamy napisać. Nawet mi nie powiedziałeś, o czym ma być ta piosenka? – Wyrwał się z własnych przemyśleń. 

Dobre pytanie. Ja sam nie wiem, o czym chcę napisać piosenkę. Nie ułożyłem ani jednego zdania, a już czuję, że to zaczyna przerastać moje możliwości. 

- Problem w tym hyung, że nie wiem, nigdy nie pisałem piosenki. – Poczułem się zawstydzony, gdyż obok mnie siedzi Bang, którego teksty są świetne. Ja nawet paru linijek tekstu nie umiem wymyślić i skleić. 

- Dobrze, zrobimy to inaczej. Co byś chciał usłyszeć w idealnej piosence? – wypytywał mnie.
Potrzebowałem chwili na namysł i odrzekłem. 

- Chciałbym usłyszeć pewnego rodzaju motywację. Coś, żebym się nie poddawał mimo przeszkód, coś w tym stylu.

Bang sięgnął po kartkę i długopis po czym zaczął bazgrać na niej przeróżne hasła. Dopiero po pięciu minutach pogrubił jeden z nich i zakreślił go w kółko. Zdążyłem się domyśleć, że to będzie tytuł naszej przyszłej piosenki. Wpadał w ucho, brzmiał młodzieżowo i co najważniejsze – motywacyjnie. Nie miałem żadnych zastrzeżeń. 

- Co dalej? Słowa kluczowe? 

Z niewiadomych powodów poczułem nagły napływ energii. Mówiłem bez przerwy przez bite piętnaście minut, a Yongguk zapisywał każde moje słowo. Czułem się jak w transie, zafascynowany tym, że z moich ust wypływają słowa przyszłej piosenki. Nie wiem jak to się stało, bo niespełna godzinę temu nie miałem nawet najmniejszych chęci, by się za to zabrać.

***

Obudziłem się niechętnie i pierwszą wykonaną przeze mnie czynnością, było sprawdzenie godziny na wyświetlaczu telefonu. Uspokojony wiadomością, iż do pierwszej lekcji pozostała godzina wstałem z krzesła i ściągnąłem z siebie koc. Chwila... przecież ja nie miałem na sobie koca. Podejrzewałem, że w nocy mogłem lunatykować, co mi się od czasu do czasu zdarza. Tak, to jest dobre i logiczne wytłumaczenie. Rozejrzałem się po całym pokoju, lecz po Bangu nie było żadnego śladu. Zacząłem się zastanawiać nad tym, kiedy wyszedł. Sam nie wiedziałem, kiedy odpłynąłem w głęboki sen. Ostatnie co pamiętam, to to, że poprawialiśmy refren piosenki i to, w jak luźnej atmosferze nam się pracowało.

Jedyne, co zdążyłem zrobić, to w miarę porządnie  przeczesać włosy. Naciągnąłem szybko na siebie duży, żółty i włochaty sweterek oraz  jeansy. Chwyciłem za czarną szkolną torbę i przepasałem ją sobie przez ramię. Zgarnąłem z biurka kartkę, na której znajdowała się owa piosenka i wcisnąłem ją niezdarnie w tylną kieszeń spodni. Zszedłszy na dół, w biegu wziąłem leżące na blacie kuchennym klucze. Krzyknąłem na „do widzenia" do zapewne pustego domu i wyszedłem na zewnątrz.

Odległość od mojego miejsca zamieszkania do szkoły nie wynosi wiele. Kiedyś liczyłem i wyszedł mi jakiś kwadrans. Zdziwiło mnie to, że dzisiaj doszedłem tam w dziesięć minut, patrząc na moje nastawienie do nauki. Zdążyłem odsłuchać tylko trzy piosenki SHINee podczas drogi.

Przekraczając próg liceum, wyciągnąłem jedną słuchawkę z ucha, by nadal słyszeć ,,A-Yo" i nie wpaść ponownie na kogoś. W klasie siedziała grupka osób zawzięcie rozmawiająca o comebacku jakiegoś girls bandu. Usiadłem niezgrabnie na krześle przy przydzielonej mi ławce. Wyjąłem z kieszeni spodni wcześniej wsadzoną tam kartkę i zacząłem prostować ją w rękach. Efekt nie był powalający, lecz wyglądała o wiele lepiej niż wcześniej. 

Nauczycielka weszła do klasy i z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi. Było to tak głośne, że ze strachu wyleciała mi słuchawka z ucha. Ponownie schowałem kartkę w momencie, w którym kobieta  wręcz rzuciła na biurko stertę papierów. W klasie zapadła wówczas grobowa cisza. Dopiero wychowawczyni ją zakłóciła. 

- Nie mamy zbyt wiele czasu, a wszyscy musicie dzisiaj pokazać to, nad czym pracowaliście cały tydzień.
Po wypowiedzeniu tych słów, usiadła na obrotowym krześle, otwierając jednocześnie dziennik. Każdy po kolei przychodził na środek klasy i śpiewał lub rapował swoją piosenkę. 

Nagle zawładnął mną stres. Nerwowo wystukiwałem przypadkowy rytm długopisem o drewniany blat ławki.Krążyłem wzrokiem po całej klasie i zauważyłem, iż nie tylko ja mam pietra.
Usłyszawszy swoje imię, dźwignąłem się z krzesła i zacząłem kierować kroki ku tablicy. 

Spokojnie, będzie dobrze. Nie zapomnij jak się oddycha, a wszystko pójdzie jak z płatka.
 
Odwróciłem się twarzą do reszty uczniów i powoli jedną ręką zanurkowałem do kieszeni i wyjąłem tekst. Znowu pogniótł się, przez co wcześniejsze starania wyprostowania papieru poszły na marne.
Zaczerpnąłem powietrza i z moich ust zaczęły wydobywać się słowa piosenki. Dawno nie miałem takiego słowotoku jak w tamtej chwili. Stres ustąpił, a na jego miejsce wpłynęła ulga i radość. Nabrałem tempa, złapałem rytm zerkałem co jakiś czas na nauczycielkę. Na jej twarzy gościł uśmiech, co bardzo mnie cieszyło. Na końcu teatralnie zrobiłem ukłon.

***

Od tamtej lekcji minęły trzy godziny i obecnie była przerwa obiadowa. Większość uczniów udało się do pobliskiego fast food'a. W związku z tym, korytarz był praktycznie pusty nie licząc nauczyciela od bodajże zajęć teatralnych. 

- Hyung! – zawołałem na widok Banga, który szedł korytarzem w stronę wyjścia. Gdy nie zauważyłem jego reakcji, krzyknąłem głośniej. – Yongguk-ssi! 

Ten na dźwięk swojego imienia odwrócił głowę, ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. Jednak po chwili, dostrzegając mnie, uśmiechnął się. 

Podbiegłem jak najszybciej do chłopaka i w przypływie emocji przytuliłem się do niego. Yongguk lekko zbity z tropu próbował objąć mnie ramionami, jednak szybko odsunąłem się od niego, uświadamiając sobie co takiego zrobiłem. Poczułem jak gorąco zalewa moje policzki, a nawet szyję. 

- Przepraszam – bąknąłem cicho, zażenowany swoim szczeniackim zachowaniem. 

- Nic się nie stało. – powiedział, czochrając moje włosy. - A teraz opowiadaj. Co takiego się wydarzyło, że jesteś taki podekscytowany? 

- Nie uwierzysz! Dostałem szóstkę za piosenkę! Najlepsza ocena w klasie! Dziękuję ci bardzo, Yongguk-ssi, bez ciebie by mi się nie udało. – Zażenowanie poszło w niepamięć, gdy wróciłem wspomnieniami do tamtej lekcji. 

Po chwili chłopak kucnął przy swoim plecaku i zaczął w nim grzebać. Wyciągając szeleszczące opakowanie po paru minutach poszukiwań, wstał i stanął naprzeciw mnie. Oczy zaczęły mi się świecić jak u pluszowego misia, widząc zawartość małej plastikowej torebeczki spoczywającej w dłoniach Yongguka. 

- Mówiłeś, że je lubisz, a że ostatnio, gdy byliśmy w kawiarni, nie było ich, postanowiłem ci to wynagrodzić. Trzymaj, smacznego. – Otworzył paczkę i wyciągnął jednego misia. 

Bang kupił mi żelki. Nie podejrzewałem, że okaże się taki miły. Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy tydzień temu, szczerze, przestraszyłem się. Moje nastawienie zmieniło się, wraz z zaproszeniem do kawiarni, oraz wspólnym napisaniem piosenki. Czułem się, jakbym znał go od dawna.
Chłopak wsunął mi do ust cytrynową słodycz i uśmiechnął się, gdy zacząłem prosić go o jeszcze jednego. W tym momencie nie liczyło się to, że zachowuję się nieadekwatnie do wieku.
Podając mi kolejnego żelka, zbliżył się do mnie jeszcze bliżej. Chwilę później jego usta stykały się z moim policzkiem zahaczając o kącik ust. Przełknąłem szybko cytrynowe słodkości i odepchnąłem od siebie Banga.  Spojrzał na mnie, chowając jedną rękę za plecami. 

- Hyung, co ty..? – zapytałem z nadzieją na odpowiedź. 

- Przepraszam Zelo, ja nie chciałem. – powiedział na jednym wdechu, po czym udał się ku wyjściu ze szkoły.

Stałem, jakbym był latarnią, przypatrując się, jak sylwetka Banga znika za drzwiami wyjściowymi. Co tu się stało?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz